Iron Maiden

Strona poświęcona zespołowi Iron Maiden


Kwiecień 22, 2016

A Matter of Life And Death


A Matter of Life And Death

„A Matter of Life And Death” jest 14-tym studyjnym albumem Żelaznej Dziewicy. Fani niecierpliwie czekali na kolejną płytę swoich idoli i wreszcie, równo po 3 latach, doczekali się następczyni, przyjętej z mieszanymi nastrojami „Dance of Death”. Zespół obiecywał rozwój i znaczący zwrot w kierunku progresywnym i dotrzymał słowa. Tym razem nowy album może wywołać nawet jeszcze większą burzę i dyskusję wśród fanów niż jego poprzednik…

Powiedzmy sobie szczerze – „A Matter of Life And Death” nie jest płytą łatwą w odbiorze. Dwa przesłuchania nie wystarczą, aby w pełni docenić i zrozumieć ten niezwykle skomplikowany album.
Fani „typowego” Maiden czyli szybkich, energicznych utworów z lat 80-tych jak „Run To The Hills”, „The Number of The Beast” czy „The Trooper” będą zawiedzeni. Na nowym LP legendy heavy metalu nie znalazł się żaden szybki i krótki utwór – poza nieco popowo brzmiącym „Different World” (który kompletnie nie pasuje do reszty albumu i wydaje się, że został wciśnięty nieco „na siłę”) i krótszym, ale orientalnie brzmiącym i rozbudowanym „The Pilgrim”. Zamiast tego znajdziemy kilkanaście niezwykle skomplikowanych i rozbudowanych epickich kompozycji. Maideni od kilku lat nie ukrywali, że chcą wpłynąć na nowe, nieznane im wcześniej terytorium rocka progresywnego, ale w pełni udało im się to dopiero przy tym albumie. Wydaje się, że „Brave New World” i „Dance of Death” były jedynie nieśmiałą próbą i rozgrzewką (a także może sondowaniem reakcji fanów) przed progresywną ucztą jaką Brytyjczycy zaserwowali nam na swojej najnowszej płycie. Nawet na progresywnym miejscami „Dance of Death” nie było aż tylu długich, rozbudowanych kompozycji! Trzeba przyznać, że jest to odważny krok – nie wiadomo jak zareaguje część fanów przyzwyczajonych do „starego” brzmienia zespołu. „A Matter of Life And Death” może być dla nich większym szokiem niż w 1988 roku „Seventh Son of A Seventh Son”. Jednakże tak jak wyżej wymieniona płyta, tak i nowy LP Iron Maiden ma szansę stać się albumem kultowym!

Z pewnością na uwagę zasługuje produkcja nowego wydawnictwa Żelaznej Dziewicy. Po wielu niedociągnięciach na „Brave New World” i „Dance of Death”, Kevin’owi „Caveman’owi” Shirley’owi wreszcie udało się stworzyć niesamowicie brzmiący album Iron Maiden – być może nawet lepiej wyprodukowany niż część płyt nagrywanych pod okiem Martin’a Birch’a! Gitary brzmią ostro i soczyście zarazem, perkusja jest potężna, ale też nie za głośna, wokal brzmi wyraźnie i mocno, a bas Harris’a… ośmielam się stwierdzić, że jest najlepiej brzmiącym basem na jakiejkolwiek studyjnej płycie Iron Maiden!!! Wreszcie mamy ten, tak charakterystyczny dla Maiden, klekoczący bas ‚Arry’ego!!

Muzycy także są w wyjątkowo dobrej formie. Bruce Dickinson zaskakuje niesamowitym wykorzystaniem swojego wokalu – śpiewa zarówno w niskich, średnich jak i wysokich rejestrach, a także używa nowych dla niego technik i efektów. Ogólnie forma wokalna Bruce’a jest o wiele lepsza niż na „Dance of Death” – przypomina raczej jego solowe dzieło „Tyranny of Souls”. Steve Harris znów raczy nas basowymi wstępami, rozbudowanymi partiami i swoim znakiem rozpoznawczym – słynnym maidenowym galopem! Tym razem nie kopiuje jednak jedynie swoich starych patentów, a stara się urozmaicić swoją grę czego efektem są pewne niespotykane wcześniej w muzyce Maiden partie basu! Trzej Amigos – Adrian Smith, Dave Murray i Janick Gers – znów szarpią struny z wyczuciem i precyzją. Zdecydowanie najlepiej wypada Adrian, który już od czasu „Dance of Death” przejął od Dave’a pierwszeństwo jeśli chodzi o wirtuozerię gitarowych partii. Jego niesamowite solówki, riffy i harmonie zwalają z nóg! Można spokojnie powiedzieć, że to on zdefiniował brzmienie gitar na nowym albumie! Dave nieco wypalił się od czasu „Brave New World”, choć na nowej płycie usłyszymy kilka lepszych solówek w jego wykonaniu, a także niesamowite intro i riff jego autorstwa w singlowym „The Reincarnation of Benjamin Breeg”. Janick Gers momentami stara się grać bardziej precyzyjnie, a jego akustyczne wstawki w „The Legacy” są arcydziełem! Z pewnością gwiazdą „A Matter of Life And Death” jest Nicko McBrain. Choć bębniarz nie został wymieniony jako współautor żadnego utworu (po nie do końca udanym debiucie na „Dance of Death” z „New Frontier”), to przyczynił się do zdefiniowania nowego brzmienia Iron Maiden. Jego partie perkusji są o wiele bardziej przemyślane i rozbudowane niż na jakimkolwiek poprzednim albumie! Aż ciężko uwierzyć, że gra je 54-letni Nicko!!

1. Different World (Smith/Harris)
Szybki kawałek otwierający płytę. Prawdę mówiąc niezbyt pasuje do reszty albumu, która jest progresywna i bardzo złożona. „Don’t want to be here”. Szybki riff przypominający „Lord of The Flies” sprawia, że kawałek jest bardzo energiczny. Jest to także najbardziej przebojowy numer Maiden od czasów „Can I Play With Madness” – aż dziw bierze, że nie został wybrany na pierwszego singla choć zespół prawdopodobnie nadrobi niedługo ten błąd, by zyskać sobie przychylność stacji radiowych – niezbyt chętnych do emitowania ponad 7-minutowego singla „The Reincarnation of Benjamin Breeg”.
Na uwagę zasługuje wyjątkowo wpadający w ucho, wręcz popowy refren (Bruce przechodzi z niskich rejestrów a’la Thin Lizzy, zresztą kawałek przypomina dokonania tego zespołu, do wyższych) i prosta, ale bardzo dobrze brzmiąca harmonia gitarowa oraz solo Adriana Smith’a.
„Different World” to całkiem dobry otwieracz płyty, ale nie komponuje się z innymi utworami – bardziej pasowałby na „Brave New World” czy „Dance of Death”.

These Colours Don’t Run (Smith/Harris/Dickinson)
Pierwszy epicki numer na płycie rozpoczyna się wolnym i bardzo progresywnym intro, aby przerodzić się w melodyjny utwór z ciekawymi liniami wokalnymi. W środku czeka nas długa partia z klawiszami w roli głównej – pierwsza, ale nie jedyna na tym albumie, na którym wykorzystano chyba najwięcej syntezatorów od czasu „Seventh Son of A Seventh Son”!
Tekst mówi o najemnikach walczących za pieniądze na wszystkich frontach świata – stara się ukazać ich ciężką pracę z lepszej strony: ” For the passion, For the glory, For the memories, For the money, You’re a soldier, For your country, What the difference, All the same”.
Refren, mimo że wolny, tak jak reszta utworu ( w tempie 7/8 ), wpada w ucho i powinien świetnie sprawdzić się na koncertach. Dave i Adrian grają ciekawe i melodyjne solówki, po których czeka nas jedyna na tym albumie partia „oo oo ooh”. Jest to też jedyna kompozycja na „A Matter of Life And Death”, w której Dickinson momentami śpiewa z trudnością (chrypa) – być może jednak był to celowy zabieg. W pozostałych utworach Bruce daje z siebie wszystko i zaskakuje wieloma nieznanymi dotychczas barwami swojego głosu!
„These Colours Don’t Run” może się spodobać po kilku przesłuchaniach. Choć nie usłyszymy w nim maidenowych galopów to jest żywiołowy i powinien wypaść bardzo dobrze w wersji koncertowej.

3. Brighter Than a Thousand Suns (Smith/Harris/Dickinson)
Wyjątkowo rozbudowana kompozycja przypominająca czasy „Rime of The Ancient Mariner”. Utwór bardzo klimatyczny – rozbudowane intro w iście Tool’owym stylu przeistacza się w potężny riff, będący prawdopodobnie najcięższym nagranym kiedykolwiek przez Maiden! To niewątpliwie dzieło Adriana Smith’a – zresztą nie jedyne na tym albumie. Nasuwają się skojarzenia z solowym albumem Dickinson’a, „The Chemical Wedding” – brzmienie jest równie ciężkie i potężne! Utwór zaskakuje nas wieloma zmianami tempa i nastroju (wolna część przechodzi w maidenową galopadę, niestety wciśniętą trochę na siłę). Adrian Smith raczy nas genialnym 30-sekdunowym solo – niestety Janick Gers mu nie dorównuje, a jego solo wydaje się pozbawione logiki i niezbyt pasujące do utworu. Mimo to riffy i harmonie gitarowe ratują sytuację!
Kawałek jest równie mroczny co jego tekst – opisujący wojnę atomową. „Bombers launch with no recall, Minute warning of the missile fall, Take a look at your last day, Guessing you won’t have the time to cry”.
Jest to najprawdopodobniej najlepsza kompozycja na „A Matter of Life And Death” – wyjątkowo złożona i rozbudowana – z niesamowitym klimatem. Wydaje się także, że to najlepsze dzieło zespołu przynajmniej od czasu powrotu Bruce’a i Adriana w 1999 roku!

4. The Pilgrim (Gers/Harris)
Po krótkim i energicznym wstępie na perkusji czeka nas riff podobny do wstępu tytułowego utworu z „No Prayer For The Dying”. Utwór opowiadający o krucjatach zaskoczy nas ciekawymi pasażami i wspaniałym refrenem, w którym Bruce śpiewa w bardzo wysokich rejestrach. Harmonie gitarowe w środku kompozycji mają iście orientalny i arabski klimat – nawiązując do „The Nomad” z „Brave New World” czy tytułowego utworu z ostatniej płyty Deep Purple – „Rapture of The Deep”. Janick może poszczycić się dobrze zagraną solówką, która pasuje do całości.
„The Pilgrim” to jeden z bardziej energicznych i szybszych kawałków na „A Matter of Life And Death”, który może się spodobać już po jednym przesłuchaniu!

5. The Longest Day (Smith/Harris/Dickinson)
Wyjątkowo mroczny epicki utwór opowiadający o bitwie o Normandię w czasie II Wojny światowej zaczyna się klimatycznym basowym intro, po którym powoli nabiera przyspieszenia, by w końcu wybuchnąć. Bruce daje z siebie wszystko śpiewając z niesamowitym zaangażowaniem bardzo agresywny tekst: „From paper soldiers to bodies on the beach, From summer sand to Armageddon’s reach”. Na początku śpiewa w niskich rejestrach, niczym Blaze Bayley, by potem podnosić skalę głosu coraz wyżej. Niesamowita wojenna poezja w jego wykonaniu brzmi wstrzącająco!
Dave i Adrian serwują dobrze wykonane sola, a harmonie gitarowe i riffy przenoszą nas prosto na Omaha Beach!
Na uwagę zasługuje niesamowita gra Nicko McBrain’a przypominająca czasy „Where Eagles Dare” (drugą część kawałka można porównać do tego utworu z „Piece of Mind”). Refren jest wyjątkowo melodyjny – można powiedzieć, że przebija ten z „Paschendale” choć utwór nie ma chyba takiej mocy co jego poprzednik z „Dance of Death”. Mimo wszystko po kilku przesłuchaniach można spokojnie stwierdzić, że to jeden z najmocniejszych kawałków na całym albumie! Blisko 8-minut wspaniałego progresywnego grania z wykopem!

6. Out Of the Shadows (Dickinson/Harris)
Utwór napisany wspólnie przez Bruce’a i Steve’a (dawno nie pisali nic razem) zaczyna się szybkim intro, po którym następuje wolna gitarowa partia i zwrotka – kojarzące się z utworem „Son of A Gun” z solowego repertuaru Bruce’a. Chwytliwy i melodyjny refren przypomina z kolei „Tears of The Dragon”, a z dyskografii Maiden – „Children of The Damned”.
Zdecydowanie jeden z bardziej eksperymentalnych utworów na płycie – zwłaszcza jeśli chodzi o sekcję instrumentalną w środku utworu. Wydaje się, że zespół po prostu jammuje sobie w studio! Adrian i Dave raczą nas niezwykłymi partiami gitarowymi. Częściowo brzmią one jak solowy utwór Dickinson’a – „Jerusalem”. Iron Maiden nigdy wcześniej tak nie grało!
Choć w „Out of The Shadows” widać wyraźne wpływy solowej twórczości Dickinson’a, jest to jeden z lepszych i bardziej melodyjnych utworów na płycie! Z pewnością miałby szansę zaistnieć w radio – wolna zwrotka i melodyjny refren podobają się już po jednym przesłuchaniu!

7. The Reincarnation of Benjamin Breeg (Murray/Harris
Pierwszy singiel z „A Matter of Life And Death” jest wolnym, ale ciężkim utworem. Po przypominającym „Still Life” czy album „The X Factor” intro, wchodzi ostry i ciężki riff wymyślony przez Dave’a Murray’a. Tempo utworu przypomina „Flight of Icarus”. Jest to z pewnością kawałek nietypowy dla Maiden – „wlekący” się, bez maidenowego galopu choć z zabójczo ciężkim riffem – ale ma to swój urok! Mroczny klimat tej kompozycji przypomina czasy „Seventh Son of A Seventh Son” oraz „The X Factor”, a także solowe arcydzieło Bruce’a Dickinson’a – „The Chemical Wedding”.
Jedynie solo Dave’a pozostawia trochę do życzenia – blues’owe brzmienie niezbyt zgrywa się z ogólnym ciężarem tego utworu. Długie intro także mogłoby zostać nieco skrócone. Może wydawać się, że utwór został wydłużony na siłę, mimo że został przecież wybrany na singla co zmniejsza jego szanse na obecność w komercyjnym radiu.
Nadal nie wiadomo kim jest tajemniczy tytułowy Benjamin Breeg, którego męczą wizje i koszmary („I’m able to see things, Things I don’t want to see (…) Someone to save me from myself!”) – zespół nie chce tego wyjawić, a odpowiedzi ma dostarczyć strona internetowa www.benjaminbreeg.co.uk „The Reincarnation of Benjamin Breeg” to nieprzeciętny i klimatyczny numer, który wpada w ucho po kilku przesłuchaniach. Trzeba przyznać, że rzeczywiście stanowi on dobre odzwierciedlenie zawartości całego albumu.

8. For The Greater Good of God (Harris)
Utwór ten można nazwać klonem „Sign of The Cross” z Bruce’m na wokalu. Już intro przypomina słynny utwór z „The X Factor”, a późniejsze harmonie gitarowe czy refren także kojarzą się z wyżej wymienionym kawałkiem. Do tego słychać tu motywy z „The Clansman” (celtyckie melodie) i „No More Lies” (wolna zwrotka). Wydawałoby się, że kolejny epicki utwór Harris’a posklejany ze starych patentów niczym nie zaskoczy, a jednak jest to jedna z najlepszych kompozycji na nowym longplay’u! Niesamowite, podniosłe partie klawiszów, wspaniały galop i bas Harris’a, dynamiczne sola wszystkich trzech Amigos (jedynie solówka Dave’a odstaje nieco od reszty) oraz celtycko brzmiące harmonie gitarowe składają się na wyjątkowo dojrzałą i rozbudowaną kompozycję, która wydaje się lepsza od wszystkich ostatnich epickich utworów autorstwa Steve’a Harris’a.
Tekstowo utwór skupia się na religii i zadaje kontrowersyjne pytania: „He gave his life for us, He fell upon the cross (…) Tell me why…” Choć „For A Greater Good of God” jest najdłuższym kawałkiem na „A Matter of Life And Death” (9.5 minuty!), nie nudzi się i zyskuje z każdym przesłuchaniem. Szykuje nam się kolejny maidenowy klasyk!

9. Lord Of Light (Smith/Harris/Dickinson)
Jeden z bardziej rozbudowanych utworów na „A Matter of Life And Death”. Zaczyna się wolnym intro, w którym wszystkie 3 gitary wchodzą po kolei co daje niesamowity rezultat. Na wokal Bruce’a został nałożony ciekawie brzmiący, nowoczesny efekt (tylko w intro) – dzięki temu kawałek brzmi jeszcze bardziej progresywnie. Po wolniejszej części przychodzi pora na ostry riff Adrian’a Smith’a (jeden z najlepszych na płycie) oraz główną zwrotkę i refren – przypominające nieco „The Reincarnation of Benjamin Breeg”. Adrian (prawdopodobnie) gra niesamowicie nowocześnie brzmiące solo – zupełnie niepodobne do wcześniejszych dokonań Maiden – prędzej do solowej twórczości Bruce’a Dickinson’a! Dave wykonuje z kolei jedną z lepszych swoich solówek na płycie. Utwór jest ciężki, ale nie do przesady – nasuwa się skojarzenie z „Gates of Urizen” Bruce’a.
Aby w pełni docenić „Lord of Light” potrzebnych jest minimum kilka przesłuchań. Jednak prawdopodobnie będzie to kolejna klasyczna kompozycja, która może brzmieć niesamowicie w wersji live!

. The Legacy (Gers/Harris)
Ostatnia kompozycja na płycie to 9.5 minuty dojrzałego progresywnego grania – tak Iron Maiden nie brzmiało nigdy wcześniej! Kompozycja jest nawet bardziej rozbudowana od „Rime of The Ancient Mariner”!
Po akustycznym wstępie z renesansowo-brzmiącymi gitarami (a’la Blackmore’s Night) czeka nas ostry riff podobny do tego otwierającego „Moonchild”. Utwór może kojarzyć się z dokonaniami Dio z Black Sabbath. Tempo stopniowo przyspiesza choć nie przeradza się w galop, a jedynie w mocno brzmiący refren, który wpada w ucho. Co chwila czekają nas zmiany tempa i nastroju – znów pojawiają się akustyczne gitary, by potem przeistoczyć się w progresywne riffy i harmonie. Janick wykonuje jedną z lepszych swoich solówek na płycie. Outro kończy się niesamowitym akustycznym chwytem, który stopniowo milknie… Nawet „Journeyman” nie był tak idealnym zakończeniem albumu!
Tekstowo kompozycja traktuje o wojnie, a niesamowity głos Bruce’a (jak z horroru!) przyprawia o gęsią skórkę! „Sent off to war, To play little games (…) Some strange yellow gas, Has played with their minds, Has redemmed their eyes” „The Legacy” to być może najbardziej progresywny utwór nagrany przez Iron Maiden. Jest niesamowitym zakończeniem płyty i ma niepowtarzalny klimat. Po kilku przesłuchaniach może stać się jedną z najlepszych kompozycji!

„A Matter of Life And Death” to z pewnością przełomowa płyta dla Iron Maiden. Tak jak „The Number of The Beast” w 1982 i „Seventh Son of A Seventh Son” w 1988, tak i nowy longplay Dziewicy wyznacza nowy kierunek i brzmienie, którym podąża zespół. Wielu fanów „tradycyjnego” heavy metalowego brzmienia zespołu będzie mocno zawiedzionych – wszak wiele momentów na nowej płycie zupełnie nie przypomina heavy metalu!! Jednak do prawdziwego konesera muzyki album ten z pewnością dotrze i przemówi – może nie po jednym, dwóch czy nawet dziesięciu przesłuchaniach, ale to chyba tylko świadczy o jego głębi, złożoności i progresywności. Maideni chcą się rozwijać muzycznie, realizować swoje własne wizje i pomysły. Na „A Matter of Life And Death” udowodnili, że nie odcinają kuponów od przeszłości, chcą brzmieć świeżo i zmieniać swój styl! Nowe Iron Maiden praktycznie w niczym nie przypomina zespołu sprzed ponad 20 lat, ale czy to źle? Czyż nie lepiej, że zespół ciągle się rozwija, zamiast stać w miejscu? I czy komuś się to podoba czy nie – taka jest ich decyzja i należy ją szanować. W końcu to Iron fuckin’ Maiden!

Żródło:sanktuariumfc.org

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *